Pożar Rafinerii


Pożar w rafinerii w Czechowicach-Dziedzicach – wielki pożar rafinerii ropy naftowej w Czechowicach-Dziedzicach w czerwcu 1971 roku. Pożar ten był trzecim z kolei pożarem w rafinerii czechowickiej w 1971 roku. W styczniu zapaliła się wieża destylacyjna, na początku czerwca pożar objął kilkadziesiąt cystern pod nalewakiem. Oba te pożary ugasiła zakładowa straż pożarna, którą dowodził kapitan Tadeusz Baniak. Wieczorem w sobotę 26 czerwca 1971 po godzinie 19:00 nad Czechowicami przeszła niewielka burza. Trzecie, ostatnie wyładowanie uderzyło w kominek oddechowy zbiornika ropy naftowej nr 251 o pojemności 12 500 m³ ropy, znajdującego się w okolicy ul. Bolesława Prusa. Około godziny 19:50 doszło do zapalenia się ropy, zapadnięcia się dachu i rozerwania płaszcza na wysokości ok. 1,5 m od góry. W ciągu kilku minut pożar objął dach, powierzchnię zbiornika oraz ropę rozlaną na tzw. "tacy". W rejonie zbiornika 251 znajdowały się zbiorniki 252, 253 i 254. W najbliższym sąsiedztwie zbiorników zlokalizowane były: W odległości ok. 40 m bateria 27 zbiorników ABT (aceton, benzen, toluen) o łącznej pojemności 8500 m³ W odległości ok. 70 m grupa 9 zbiorników oddziału furfurolu i filtrolu o łącznej pojemności 9500 m³, przeznaczonych do magazynowania olejów parafinowych oraz olejów rafinowanych W odległości ok. 25 m pompownia do przetłaczania ropy W odległości ok. 110 m grupa 5 zbiorników magazynowych etyliny o łącznej pojemności ok. 5000 m³ Pomiędzy zbiornikami z ropą a zbiornikami z etyliną znajdował się spustowy front kolejowy (kolektor) W odległości ok. 50 m przebiegała ul. Bolesława Prusa, przy której znajdowały się budynki mieszkalne i gospodarcze o luźnej zabudowie Wymiary każdego ze zbiorników to: średnica - 33 m, wysokość na osi zbiornika - 18,3 m. W płonącym zbiorniku 251 znajdowało się 8850 ton ropy. W chwili rozpoczęcia pożaru na kolektorze odbioru ropy stało 30 cystern. Ropa z nich była pompowana do zbiornika 254. Zostały one odłączone i odciągnięte przez lokomotywę w bezpieczne miejsce. Instalacje gaśnicze zbiorników były niesprawne, więc straż była zdana tylko na sprzęt przywieziony na wozach. Po około 15 minutach od rozpoczęcia pożaru na miejsce przybyły 3 sekcjeZSP z Bielska-Białej, OSP z terenu Czechowic-Dziedzic oraz ówczesnych powiatów bielskiego, oświęcimskiego, cieszyńskiego, m.in. z Komorowic, Mazańcowic, Kaniowa, Bestwiny, Bestwinki, Janowic, Ligoty, Zabrzega, Starej Wsi Godziszki oraz Dankowic. Później dodatkowo przybyły jednostki z ZSP m.in. Gliwic, Chorzowa, Rybnika, Zabrza, Tychów, Pszczyny, Chrzanowa, Katowic i Krakowa. Wezwano także straże dysponujące ciężkim sprzętem do podawania piany gaśniczej z Oświęcimia, Trzebini, Kędzierzyna, Blachowni Śląskiej, Jasła, Raciborza, Koźla i Zgierza. Z jednostki wojskowej 3131 z Bielska-Białej przyjechało 160 żołnierzy. Do pożaru przybyły drużyny pożarnicze zakładowych oddziałów samoobrony przemysłu chemicznego, m.in. z Olsztyna, Bydgoszczy, Grudziądza, Ząbkowic Śląskich, Wolbromia, Brzegu Dolnego i Alwerni zgrupowane na bielskich Błoniach na XIV Eliminacjach Zakładowych Oddziałów Samoobrony Ministerstwa Przemysłu Chemicznego.
W niedzielę, 27 czerwca ok. godziny 1:00 w nocy w akcji było 18 sekcji zawodowych i 24 sekcje OSP. Był zaplanowany generalny atak na źródło ognia. Sądzono, że po wejściu do działań jednostek z ciężkim sprzętem po kilku godzinach pożar zostanie ugaszony. W czasie gaszenia do zbiornika 251 dostało się kilkadziesiąt tysięcy litrów wody, które były podgrzewane przez palącą się na tacy ropę. ok. godz 1:20 woda ta osiągnęła temperaturę wrzenia i zaczęła przedzierać się ku górze zbiornika. Podnosząc lżejszą ropę naftową spowodowała jej wyrzut na odległość - w niektórych miejscach - nawet ponad 200 m. Część ropy wylała się do tacy zbiornika powodując jej przepełnienie i wylanie płonącej piany poza obwałowanie. Popłynęła ona torami w kierunku elektrociepłowni, na drogi wewnątrzzakładowe i do tacy zbiornika 254. Piana na drogach mająca kilka metrów wysokości zakrywała ludzi, wozy, sprzęt gaśniczy niszcząc wszystko na swojej drodze. Kilka chwil później nastąpiła druga eksplozja, zbiornika 254. Podczas obu erupcji zginęły prawie natychmiast 33 osoby (13 strażaków ZSP, 7 żołnierzy, 7 członków OSP, jeden pracownik rafinerii i 5 strażaków z ZOSP i ZOS). Temperatura była tak wysoka, że poparzeniom ulegali ludzie stojący nawet w sporej odległości od zbiorników. W wyniku odniesionych ran i oparzeń zmarło jeszcze w ciągu kolejnych 2 miesięcy 4 ratowników. Razem liczba ofiar nocnego wybuchu zbiorników to 37 osób.
Straty w sprzęcie, instalacjach rafineryjnych infrastrukturze były ogromne. Zagrożone były zbiorniki oddziału ABT, palił się kolektor, pompownia, część oddziałów furfurolu, filtrolu, ABT, magazyn techniczny i zajezdnia lokomotyw. Spłonęły 22 samochody pożarnicze (w tym 5 Tatr i jeden Magirus SD-30 z autodrabiną z ZSP Bielska-Białej), 4 działka, 2 agregaty pianowe, 15 motopomp, 2 działka wodno-pianowe, węże tłoczne (ok. 20 000 m.b.), lokomotywa spalinowa, przyczepa samochodowa, 4 radiotelefony, ok. 1,5 km torów kolejowych. Po godzinie 14:00 w niedzielę eksplodował zbiornik 252 (z powodu wysokiej temperatury powyżej 1000 °C), stwarzając realne niebezpieczeństwo dla zbiorników z etyliną. Zapaliła się ropa wewnątrz zbiornika, jak również ta która wyciekła z niego na tacę. Po godzinie ogień przygasł i można było wznowić przerwaną akcję gaśniczą. W tym czasie zbiorniki 251 i 254 były już całkowicie zdeformowane i osiadły na wysokości 4-5 m. Jednak ok. godziny 23:00 nastąpiło pęknięcie płaszcza zbiornika 252.
Przez niedzielę, poniedziałek i wtorek pracowały w rafinerii dwa zespoły specjalistów: pierwszy miał za zadanie zaplanować wysadzenie za pomocą materiałów wybuchowych dwóch pozostałych po wyrzucie zbiorników, a następnie całkowite wypalenie się ropy naftowej, a drugi miał przygotować akcję gaśniczą. Wybrano drugą opcję. W nocy z poniedziałku na wtorek usunięto zwłoki poległych. 29 czerwca, we wtorek, o godzinie 15:10 przystąpiono do generalnego natarcia. Wcześniej zebrano jednak odpowiednie siły: 85 samochodów pożarniczych 11 samochodów pożarniczych GSBA-3200/32 z Czechosłowacji 7 samochodów proszkowych GSP-3000 z działkami 5 agregatów na pianę lekką 8 działek wodno-pianowych 16 motopomp 10 000 metrów węży ściągnięte z NRD 200 ton środka pianotwórczego Brało w nim udział 47 sekcji z ciężkim sprzętem gaśniczym - w tym 6 sekcji z Czechosłowacji i 27 sekcji ze sprzętem krajowym. Odwód taktyczny stanowiły 24 jednostki OSP oraz 5 sekcji z ciężkim sprzętem gaśniczym z Czechosłowacji. Ok. godziny 17:00 pożar został zlikwidowany. Jednak jeszcze 30 czerwca o 19:30 stwierdzono w zbiorniku 251 żarzenie się związków piroforycznych, co doprowadziło 1 lipca o godzinie 0:10 do gwałtownego zapalenia się ropy. O godz. 3:15 pożar został ugaszony. Ocalał zbiornik nr 253 z 7000 ton odgazowanej ropy. Zbiorniki tliły się do 2 lipca. Ogółem w akcji brało udział 2610 strażaków z 371 sekcji, w tym 58 strażaków z 13 sekcji z Czechosłowacji, użyto 313 samochodów gaśniczych, 49 samochodów ciężarowych, 34 samochody ciężkie wodno-pianowe, 6 samochodów proszkowych, 2 autodrabiny, 15 agregatów pianotwórczych, 11 działek pianowych, 197 pomp pożarniczych, 81 000 m.b. węży. Do gaszenia pożaru zużyto od 26 czerwca do 1 lipca około 227 ton chemicznych środków gaśniczych. Ze stolicy przyjechały najwyższe władze z Edwardem Gierkiem i gen. Jaruzelskim na czele. Odprawom załóg, które miały prowadzić "główne natarcie" przewodniczył późniejszy pierwszy sekretarz KC PZPR Stanisław Kania. Podkreślał on niezwykły spokój przygotowujących się do akcji strażaków.

Pożar miał wiele przyczyn, z których najważniejsze to: niesprawna instalacja chłodząca zbiorniki, niedrożna instalacja pianowa, brak odpowiedniego sprzętu technicznego i środków gaśniczych (piana tzw. ciężka), zbyt ciasno rozmieszczone zbiorniki i ich przestarzała konstrukcja (brak tzw. pływających dachów), nieodpowiednia instalacja odgromowa, nieodpowiednie drogi pożarowe (wylane asfaltem pod wpływem żaru zapalały się). Odbudowa rafinerii trwała 4 miesiące i zaowocowała nowoczesną instalacją odgromową, gaśniczą oraz "pływającymi dachami", które uniemożliwiają zgromadzeniu się par węglowodorów nad powierzchnią ropy. Na miejscu tragedii stanął dystrybutor paliw. Zbiorniki magazynowe natomiast przeniesiono poza obręb rafinerii i ścisłych zabudowań miejskich, niedaleko granicy z Bestwiną, nad rzekę Białą. Ulicami Czechowic-Dziedzic przeszedł kondukt pogrzebowy, na lawetach przewieziono trumny ze szczątkami ofiar wybuchu. Ku ich pamięci na skwerze ustawiono pomnik z listą ofiar. Jeden z pomników znajduje się w campusie akademickim Akademii Techniczno-Humanistycznej w Bielsku-Białej przy ul. Willowej. Tak oto ludzie opisują zdarzenia z tamtego feralnego dnia: Najpierw ropa zabulgotała w płonącym zbiorniku, głośno i złowrogo. To był sygnał do ucieczki, ale nie wszyscy ratownicy go usłyszeli. A nawet ci, co słyszeli, nie byli już w stanie się uratować. Rozległ się świst, jak artyleryjskiego pocisku, i niebo rozświetliła żółto-pomarańczowa jasność, oślepiająca aż do bólu. Po wybuchu zbiornika, w którym zmagazynowano 8.850 ton ropy, ściana ognia w ułamkach sekundy połykała ludzi. Inni płonęli jak pochodnie, biegnąc przed siebie, byle dalej od tego piekła. Płonący zbiornik gwałtownie wyrzucił gejzer palącej się ropy w różnych kierunkach, na odległość od 100 do 250 metrów. Opadając na ziemię, świecąca ropa zapalała ludzi, auta. To jedna z najtragiczniejszych katastrof w historii polskiego pożarnictwa po drugiej wojnie światowej, wielka katastrofa przemysłowa, której rozmiar długo skrywały władze. Na skutek pożaru i eksplozji zginęło 37 osób, a ponad 100 zostało rannych, w tym wielu ciężko poparzonych. Ratuje pamięć - Ta tragedia dotknęła nie tylko rafinerię, ale całe miasto - pisze Michał Kobiela w albumie dedykowanym "Tym, którzy odeszli" i tym, którzy przeżyli, bo dopisało im trochę więcej szczęścia. Czechowice-Dziedzice właściwie nigdy nie otrząsnęły się z tej tragedii. Kobiela mieszkał w sąsiednim Kaniowie. Jego ojciec w czasie tego pożaru pracował w rafinerii. - Do dziś wspominam tamten czerwiec 1971 roku, gdy żarliwie modliłem się, żeby ojciec wrócił cały i zdrowy do domu - przypomina. Wymodlił powrót ojca, ale z jego gminy zginęło wówczas siedmiu strażaków. Ratuje pamięć o tych, którzy nie wrócili do domów. Ten wyjątkowy album, pełny dramatycznych wspomnień, relacji świadków, dokumentalnych fotografii to swoisty pomnik im poświęcony. Pamięć bywa przecież ulotna. Żywioł zabrał strażaków, żołnierzy, członków załogi czechowickiej rafinerii. Piorun uderzył w zbiornik 26 czerwca 1971 roku dzień był piękny, słoneczny, ale wieczorem ciszę zakłóciły syreny strażackie. Była godzina 19.50. Wcześniej burza przeszła nad Beskidami, ale ciężkie chmurzyska wiatr pognał dalej. I nagle huknął piorun, zapalając niebo aż po horyzont.
Piorun uderzył w zawór zbiornika rafinerii o pojemności 12.500 m sześc. Znajdowało się w nim 8.850 ton ropy. W sekundzie zapalił się uszkodzony zbiornik i rozlana ropa w jego obwałowaniu. Płomienie buchały na wysokość stu metrów. Płonąca ropa, wskutek nieszczelnego wału, przedostawała się także w kierunku kolejnego zbiornika. Łączyła się w strumienie i rozpływała także na poszczególne oddziały zakładu. A ognia w żaden sposób nie udawało się nawet zmniejszyć po przerzuceniu w jego stronę trzech ton proszku. Słup dymu widoczny był w odległości 15 km w Bielsku-Białej. Temperatura w pobliżu palącego się zbiornika była tak wysoka, że topiły się nawet opony w urządzeniach gaśniczych, a stały od niego w odległości 22 m. Wąskie drogi, grząski, nierówny teren utrudniał szybkie poruszanie się sprzętu gaśniczego. "Braki w wyposażeniu w odpowiedni sprzęt nadrabiane były ogromnym poświęceniem, odwagą i wysiłkiem ludzi biorących udział w akcji" - napisał Michał Kobiela. Obok stały trzy kolejne zbiorniki z ropą, których też mógł dosięgnąć ogień. Razem w czterech zbiornikach znajdowało się 31.080 ton ropy. Na torach stało 30 cystern z ropą pompowaną do jednego z nich. Zagrożone były zbiorniki z acetonem, benzenem, toulenem, amoniakiem. A pożar rozprzestrzeniał się gwałtownie, w promieniu 200 m. W nocy ewakuowano matki i niemowlęta z pobliskiej izby porodowej. Ewakuowano 900 rodzin z ulic sąsiadujących z rafinerią. Jak pisze Kobiela, jeden z mieszkańców wziął tylko ze sobą czarny garnitur "żeby mnie mieli w czym pochować". Spłonęli w jednej chwili Płonący zbiornik eksplodował o godzinie 1.20. Świadkowie zapamiętali potworny huk i oślepiającą jasność żółto-pomarańczową, a potem urywane krzyki: "Uciekać!", dramatyczne nawoływania, krzyżujące się nerwowe rozkazy. Płonąca ropa, unosząca się ze zbiornika przypominała fontannę ognia o średnicy 30 m. Ryszard Chrapek, wówczas główny technolog w rafinerii, przypomina, że w sekundach wszystko nabierało ceglastej barwy: drzewa, trawa, ściany budynków, nawet jego dłonie. Syczała para z uszkodzonych rurociągów. Zapamiętał gorąco, które odczuwał, gdy uciekał po tej eksplozji, jakby goniła go kula ognia. Najpierw parzyła krzyż, plecy, kark, wreszcie głowę.
Inni płonęli jak pochodnie, biegnąc przed siebie, ale przed nimi wyrósł nagle dwumetrowy płot, a nad nim dwa rzędy drutu kolczastego. Dla wielu, opadłych z sił, była to już przeszkoda nie do pokonania. Zostali pod tym płotem. Na tej siatce były " zwęglone ludzkie kikuty". Chwilę później eksplodował drugi z czterech zbiorników i też wyrzucił na zewnątrz tony płonącej ropy o temperaturze 1000 stopni C. Niektórzy strażacy zostali w swoich samochodach. Świadczyły o tym tylko leżące obok hełmy. Gdzieniegdzie leżały pozostałości po ubraniach ogniochronnych, w których zachowały się szczątki ciał. W rękawach kurtek brakowało rąk, w spodniach kości były spopielone. Strażak z OSP Mazańcowice poprosił córkę Halinę Dzidę z żeńskiej drużyny, by mu przyniosła trochę wody. Pobiegła szybko i w tym momencie spadła na nią płonąca ściana ropy. W mgnieniu oka zginęły w sumie 33 osoby, 105 osób zostało rannych, w tym 40 bardzo ciężko. Kolejne cztery ofiary zmarły w szpitalu. W pobliskich Mikuszowicach odbywały się właśnie eliminacje zakładowych oddziałów samoobrony Ministerstwa Przemysłu Chemicznego, w których uczestniczyły m.in. drużyny pożarnicze z Olsztyna z Zakładów Opon Samochodowych "Stomil". O godzinie 22.00 wyjechała do pożaru także drużyna żeńska, by schładzać zbiorniki stojące w sąsiedztwie pożaru. Po wybuchu zginęły dwie ochotniczki. Do szczytu obwałowań zabrakło im 10 m, ale na ucieczkę nie miały szans. Spadł na nie wodospad ognistej ropy. 27 czerwca o godz. 14.00 rozszczelnił się trzeci zbiornik pod wpływem wysokiej temperatury sięgającej 1000 stopni C, a potem gwałtownie wypłynęła ropa do obwałowania. Całe miasto było spowite dymem. Palił się kolektor, pompownia, zajezdnia lokomotyw. Co chwilę słychać było detonacje. Wybuchały baki płonących samochodów i wozów bojowych straży. Spłonęły 22 wozy strażackie.